środa, 12 listopada 2014

#35 ze świata

Skrzynka na listy. Codziennie wyciągamy z niej stertę ulotek, jeszcze więcej rachunków, listów z urzędu i informacji o spłacie kredytu. Czasem jednak do naszej skrzynki zapląta się niewielki kawałek tekturki. Z ciepłymi słowami od osoby z drugiego końca świata.

Jestem wielka fanką pocztówek. Uwielbiam wysyłać kartki z wakacji, wymyślać pozdrowienia i ozdabiać rysunkami. Strasznie lubię ten moment, w którym ktoś dostaje ode mnie pocztówkę i dzwoni ze szczebiotem w głowie: jeeeejku! dziękuję! jest świetna! Wiem, że w dzisiejszych czasach są telefony z aparatami i można wysłać swoje selfi na tle wielkiego kanionu, stopy zamoczone w lazurowej wodzie. Ale jednak kartka ma w sobie tą duszę. Widać, że ktoś włożył w nią serce i wysyła z uśmiechem na twarzy, bo pamięta o adresacie. Byłam u mojej przyjaciółki, która regularnie dostaje pocztówki ode mnie. Co roku wsadza nową w ramkę, a starą wkłada do pudełka z pamiątkami. To wielkie wyróżnienie znaleźć się w czyimś pudełku z pamiątkami.



Zazwyczaj to ja wysyłam pocztówki. Zazwyczaj przypominam innym, że zbieram je i troszkę się proszę o nie. W tym roku zebrałam pokaźną kolekcję kartek. Głównym sprawcą jest Pan M, który postanowił nie pozwolić o sobie zapomnieć podczas wakacyjnej rozłąki i zorganizował akcję, w której autostopowicze wysyłali pocztówki w jego imieniu! Byłam w wielkim szoku, kiedy przyszły pierwsze kartki. Nagle z Paryża, potem ze Szwajcarii. Moja mama już powoli zaczęła się denerwować, co to za tajemniczy wielbiciel wypisuje do mnie dwa razy w tygodniu po kilka kartek. Listonosz pewnie też miał niezły ubaw dostarczając kartki raz z USA raz z Japonii, czytając, że uprasza się o uiszczenie zapłaty dla prawdziwego nadawcy w formie buziaka.




Dostałam też w tym roku kartkę od kolegi, którego nie widziałam od ponad roku, a wyjątkowo wznowiliśmy znajomość. Jaki był mój szok, że pamiętał gdzie mieszkam, że pamiętał wogólę, że kiedyś tam na spacerze nad Wisłą dwa lata temu wspomniałam o mojej miłość do pocztówek!

W tym roku także dołączyłam do grupy postcrossing! Jeszcze nie mam jakiś powalających wyników, ale wysłałam sama kartki do Ameryki, Chin czy do Niemiec. Znaczek kosztuje tylko 5,20, a zabawa i maile zwrotne od tych ludzi są bezcenne! Moja kartka nawet raz trafiła na stronę "ulubione"!

Zatem! Nawołuję do pisania kartek! Do siebie i dla innych! Bo kartki mają klimat, mają w sobie coś magicznego, co wywołuje uśmiech. Bo kartki to niby taka vintage wersja SMS-owych pozdrowień, ale jej wartość jest proporcjonalna do kosztu znaczka, w stosunku do SMSa (zazwyczaj są darmowe, w pakietach, a wiadomości na fejsie z kradzionego wifi). Żeby pokazać przyjaciółce, że jest coś więcej niż Snapchat, że zdjęcia nie muszą znikać po 10 sekundach. Żeby poderwać dziewczynę. Żeby dziadkowie wiedzieli, że się o nich pamięta nawet na końcu świata.