niedziela, 6 lipca 2014

# 29 przed świtem

Podobno najciemniej jest przed świtem. To tam kryją się wszystkie potwory, mary i strachy. Wpełzają do głowy i robią tam straszny bałagan. Walka z tym jest skazana na porażkę, bo dopóki nie widzisz słońca, masz wrażenie, że już zawsze będzie ciemno. Na szczęście ja przespałam ten moment, budząc się kolejny dzień razem ze słońcem. Kolejny wschód, kolejny piękny obrazek, kolejny dzień. A co za tym idzie, kolejne przezwyciężanie swoich słabości. Dzisiaj cieszą mnie tak trywialne rzeczy jak sprawne odwrócenie się z boku na bok albo umycie stopy na stojąco. Bo w zależności od tego w jakim momencie swojego życia jesteś, tak własnie doceniasz co masz i co możesz.






Dowiedziałam się ostatnio, że mój znajomy z liceum pewnego dnia wrócił z imprezy i dostał gorączki rzędu 41 st. Zadzwoniono po karetkę ze wstępnym rozpoznaniem: zatrucie alkoholowe. SOR, badania, morfologia, wielkie zdziwienie. Okazało się, że chłopak ma białaczkę. I co gorsza, nie ma większych szans na przeżycie. Jasne, człowiek na studiach uczy się o tym, wie kiedy jaka choroba ma swój pik i jak szanse są powiązane z wiekiem i wiele wiele innych. Ale taka wiadomość, że to się dzieje tuż obok wstrząsa. I to podwójnie. Bo to już nie są suche fakty wyciągnięte z podręcznika, nie są opisy ciekawych przypadków, na podstawie których mamy się uczyć. Bo młody, bo razem byliśmy kiedyś na piwie, bo mam go w znajomych na fejsie. Bo może mnie to spotkać, bo może spotkać mojego brata, przyjaciela czy kuzynkę. Bo będę musiała jako przyszły lekarz zmierzyć się nie raz z takimi przypadkami, z tragedią innych ludzi, z prześciganiem się ze śmiercią. Ktoś mi powiedział, że "wszystko będzie dobrze, zobaczysz". Ale takie mówienie tylko burzy krew. Bo przecież my nic nie wiemy. Bo przecież my możemy tak niewiele.




wtorek, 1 lipca 2014

#28 szpitalne okowy

Życie na oddziale jest niezwykle leniwe. Śpisz, czytasz, śpisz, pijesz, czytasz, wstajesz rozprostować nogi, czytasz. I tak w kółko. Ktoś do Ciebie przyjdzie, pogadacie pół godziny. Trochę poleżysz i popatrzysz w sufit, świetne do myślenia o świecie, o sobie, o życiu, o niczym. To takie pseudo darmowe wakacje. Leżysz, odpoczywasz, a inni chodzą wokół Ciebie.

Jesteś trochę w centrum uwagi: mama zrobi Ci na wypis ulubione danie, kupi ulubiony sok i nie każe Ci nic robic, tylko leżeć i odpoczywać. Dostajesz wiadomości z pytaniami jak się masz, jak się czujesz, czy wszystko jest w porządku. To takie miłe gesty. A już wogóle, jeśli komuś uda się Cie rozśmieszyć.

A tak na prawdę w środku to trochę to wszystko stresujące. Spanie z obcą osobą w jednym pokoju. Tuzin lekarzy oglądających Cię z każdej strony. Igły, wenflony, usg, inne maszyny. Tysiące badań i ciągłe powtarzanie, że tak, masz tylko 20 lat. Siedzisz i śpisz, bo nie masz co innego do roboty. Poza tym jesteś taka głodna... Brzuch burczy jak szalony. Wiec lepiej drzemać i nie czuć ssania w żołądku. Czytasz, bo nie chce Ci się gadać z obcą, starszą o 40 lat panią. Może i sympatyczna, może i miła, ale chyba sama sobie jestem najlepszym towarzyszem.

Życie na oddziale w moim przypadku jest i mam nadzieję będzie krótkie. Bo wolę leżeć we wlasnym łóżku, w swoim pokoju. A najlepiej, to wogóle uniknąć szpitala, uniknąc leżenia w łóżku cały miesiąc.