Jedni fruwają pod sufit, a inni piją wódkę, bo nie mają z kim być przesłodcy. Tu pojawia się wielki hejt na tych wszystkich obchodzących 14 lutego, hasła, że bycie singlem jest modne itd itp....
A ja mam swoją definicję romantyzmu. I nie żebym nie lubiła kwiatków i czekolady, ale to wcale nie znaczy, że komuś na mnie zależy. Co za problem pójść i wydać trochę złotych monet. Nie tak się kradnie moje serce. Ja wymagam intelektualnych orgazmów, bo jak w pewnej książce napisano, najważniejsza strefa erogenna jest między prawym uchem, a lewym uchem. Lubię jak ktoś umie mi pokazać, że mnie zna. Że umie mnie rozbroić, jak antyterrorysta tykającą bombę. Że filmy ogląda się dwa razy: raz do połowy, a potem od połowy. Że ktoś umie zapełnić worek bez dna-mój brzuch. I że zaprasza mnie na herbatę, a kończy się na zimnej kawie i niespodziance pod poduszką. Pełne zaufanie w oczach, czuły dotyk i najzwyczajniej w świecie bycie razem. To jest romantyzm, romantyzm na codzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz