niedziela, 6 kwietnia 2014

# 18 beskidzki trakt

Piątek popołudniu, rondo G., ja i Panna D. czekamy na naszego towarzysza podróży w góry. Obładowane plecakami pełnymi polarów, konserw i skarpetek. Gadamy, śmiejemy się i nagle pada tekst: "Co ja w ogóle robię ze swoim życiem. Przecież ja nienawidzę gór. Czemu ja tam jadę, to ja nie wiem." Chwila ciszy i Panna D odpowiada: "Ej! Nie żartuj nawet! Ty też nie cierpisz gór?". Sprawa wyglądała na z góry przegraną. I bałyśmy się nawet myśleć, jak przeżyjemy ten wyjazd.

Po nocnej eskapadzie w górach do chatki, gdzie mieliśmy spać, już chyba nic mi nie było straszne. Noc, ciemno, zimno, nikogo nie ma, a my drogi nie znamy i pewnie zabłądzimy. Z tego nadmiaru emocji i chyba stresu, panował nastrój śmiechowy. A może to wina "Liptona", pędzonego na podstawie 50-letniej receptury. Tego nie wiem i już chyba się nie dowiem. Jedno jednak jest pewne: gdybym szła za dnia, przeraziłabym się stromizną i ogólną niedogodnością podchodzenia i została w aucie. A tak to zostałam bohaterem!

Powiem Wam, że cało-sobotnia wędrówka po górach i przeliczne czarujące widoki po drodze sprawiły, że chyba kiedyś tam wrócę. Miałam chwilę tylko dla siebie. Ja, moja głowa i zapach igliwia. Cudowne! I nie uwierzycie co widziałam!-skrzek! Takie wielkie połacie galaretki żabiej w kałuży! Coś niesamowitego. Trochę się zmęczyłam, ale to uczucie pełne satysfakcji i motywujące do kolejnych razów i przełamywania swoich górskich możliwości. Pośmiałam się ze znajomymi, poplotkowaliśmy i powspominaliśmy stare historie. I poznałam pana "Śmiałego" i Marcinkowskiego z zespołu "Bez zobowiązań", którzy niesamowicie umilili nam wieczór poezją śpiewaną i innymi melodiami idealnymi do drewnianej chaty w górach. Ich piosenki z serii "W górach jest wszystko co kocham" zdecydowanie mnie urzekły, ale niestety były dość wolne i przysnęłam sobie na ławce w okolicach północy, zmęczona po ciężkich, pierwszych górskich przeżyciach. Nie będzie to pewnie taka miłość jak żagle, ale na pewno jeszcze kiedyś mnie spotkacie pewnie na szlaku! Aż sama się sobie dziwię, ale nie mówcie broń boże mojej mamie! Jeśli tylko się dowie, to przecież będę musiała z nią chodzić, a tego mogę nie przeżyć przecież.

Wypadałoby dać jakieś zdjęcie, ale nie mam. Wzięłam swoją praktikę, ale wywołam zdjęcia dopiero za jakiś czas, bo zostały mi dwa pstyki do końca kliszy! I wtedy obiecuję pokazać, pochwalić się, jeśli w ogolę coś wyjdzie z tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz