piątek, 15 sierpnia 2014

#31 SOR

Szpitalny Oddział Ratunkowy to niezwykłe miejsce. Jedyne takie w całym szpitalu. Panują tu takie zasady jakie ma aktualnie dyżurujący lekarz. Spotkasz panią doktor wspaniałą, jak do rany przyłóż, a innym razem pana buca, który będzie Cie traktował jak powietrze (chyba gorzej niż jak śmiecia, wtedy przynajmniej masz wrażenie, że istniejesz). Czasem pacjenci lecą ciurkiem, co chwilę ktoś nowy wchodzi na łózka, a innym razem lekarz musi zjeść obiad, więc w momencie, kiedy zjeżdżają trzy karetki, a poczekalnia pęka w szwach, on idzie wsunąć drugie z bufetu z pierwszego piętra. Ratownik od triage'u chce dokończyć kanapkę z boczkiem, więc dostajesz tajny klucz do tajnego pomieszczenia i zabierasz tam przestraszonych młodzieńców na EKG i pomiar ciśnienia (może akurat skoczy na wasz widok, hihih). I żeby było jasne, jakby nie była z boczkiem, to sam by się tym zajął, bo przynajmniej by się nie nudził. Czasem jakiegoś pana bez nogi przywiezie Twój asystent i tylko pośle Ci nieufne spojrzenie w stylu "nie zabij go, skoro już go tu przywiozłem". Przypominasz sobie, że ta miła pani pielęgniarka, która teraz uczy Cię cewnikować, kiedyś odesłała Cię z kwitkiem, bo było przed 15 i psioczyłaś na nią dwa lata. A jak jest spokojnie, to możesz uśmiechnąć się do ratownika wyglądającego jak wiking i chwilę z nim poflirtować. Oni mają za mało atrakcji w pracy, za dużo starszych pań płaczących "pomóżcie mi", więc młode panie doktor cieszą oko i ucho rozmową. Niestety... niektórzy przeginają. Łapią za biodra, żeby przesunąć jak "przeszkadza się w przejściu", nachylić się pod pretekstem "pilnuję jak pobierasz krew", a czasem można skorzystać, bo chce, żebyś asystowała w fajnym szyciu albo gipsowała z nim złamaną w 3 miejscach kość promieniową. Cóż... czasem warto być kobietą i trochę pocierpieć natrętnego podrywu przy łóżkach pełnych chorych ludzi.

Pacjenci czasem niezwykle zaskakują. "Prawdopodobieństwo występowania ciała obcego w obu oczach" to nic. Na pytanie: co się pani stało w rękę (spory opatrunek), słyszę: miałam septę, byłam martwa przez 6 dni. Pani naoglądała się "Gry o tron" chyba (dla niezorientowanych: septa-coś jak opiekunka dla księżniczek, a kapłani czczący Pana Ognia mogą wskrzeszać ludzi). Starszy pan wpadł na przystawianie pijawek, chory jest, więc niech mu ktoś upuści krwi. Młodzieniec do szycia chciał działkę spirytusu na znieczulenie. Pani z bójki nic nie piła, a jeśli chodzi o piwo to jedno do śniadania, więcej nie zdążyła, bo dostała od męża krzesłem (fajna impreza musiała być, skoro wyszło 1,62 promila). Młodej damie tak było źle, że oknem w toalecie uciekała. Było ugryzienie przez żmiję i przez psa. Osy nie było, dla potencjalnej ofiary szczęście-nieszczęście dla studentów.  Dla niektórych SOR to izba wytrzeźwień, a dla innych ucieczka przed wychodzeniem na 4 piętro do swojego mieszkania. Co druga pani przyjechała, bo jej duszno i kręci się w głowie. Nastolatek hipochondryk z zawałem też się znajdzie-naczytał się dr. Pigułki w Google i teraz kłuje go w klatce i ma sucho w ustach, a ciśnienie wykręcił 190/120. Zdarza się, że ludzie mylą SOR z lekarzem pierwszego kontaktu i chcą dostać receptę albo ominąć kolejki do specjalisty.

Nauczyłam się kilku rzeczy przez ten tydzień. Zakładanie wenflonu, opatrunków, gipsowanie to nic. Przełamanie wstydu i zbieranie wywiadu, badanie fizykalne to nic. Nauczyłam się czym jest klątwa zdania "nic się nie dzieje" powiedzianego na głos. Koło południa przyjechał pan. Skarżył się na ból brzucha, wymioty. Ciśnienie i tętno na obwodzie nieoznaczalne. Kontakt było w porządku. Zacewnikowaliśmy pana, ja powiedziałam swoje feralne zdanie i zaczęło się. Pan się zatrzymał. Po 20 minutach zaskoczył, ledwo na 5 minut. Kolejne wysiłki całego personelu i gościnny występ pana anestezjologa nie dały żadnych efektów. Zaraz wypadki, pan co spadł z drabiny na wiertło, wypadek motocyklowy, ostre zapalenie trzustki, pani o saturacji 73%. Tyle rąk do pracy, a ciągle było mało. Łóżka w obserwacyjnych przepełnione, karetka za karetką czeka na przyjęcie a poczekalnia pęka w szwach.

Chciałam skończyć słodko-podziękowaniami, że mogłam spędzić ten tydzień na takim oddziale i że niektóre osoby chciały podzielić się swoją wiedzą. Ale skończę tym, że na filmach kłamią. Że SOR to wcale nie krzyki, tysiące ludzi za parawanami i gorączkowe bieganie. Panuje tam swoisty porządek, który każdy rozumie. SOR to niestety nie szybkie diagnozowanie dolegliwości pacjenta a tona papierologii. Że tracheotomii nie da się zrobić długopisem. Że krew tu nie tryska. Że nie krzyczy się "red code, red code", pielęgniarki nie biegną przez pół szpitala z wózkiem reanimacyjnym ani nie wbija strzykawki z adrenaliną w serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz