wtorek, 4 lutego 2014

#10 wspomnienia

Bo moja babcia była najlepsza na świecie. Mogłam zawsze do niej zadzwonić i wpaść na racuchy (których moja mama nie cierpi i nigdy nie robi, smutek straszny!). Mogłam ją poprosić, żeby przerobiła mi jakaś sukienkę. I zawsze mnie broniła i stawała po mojej stronie. Mówiła moje mamie, żeby przypomniała sobie jaka ona była w moim wieku. I że ja wcale nie mam dużo ciuchów, bo przecież ona była większą modnisia jeszcze, a ona jej szyła mnóstwo sukienek, spódniczek i pięknych koszul. Mój brat zawsze wiedział, że w szafce babcia schowała dla niego paczkę delicji.

Pamiętam jak byłam strasznie mała (wiem, to prawie niemożliwe, jestem nadal mała), to babcia znalazła sposób jak mnie namówić do jedzenia. Byłam typowym niejadkiem, nie chciałam nic jeść. A jak już coś wzięłam do buzi, to rosły mi takie gule jak u chomika. A więc babcia sprytnie kroiła kanapkę na części (jak do pociągu, ale na mnie to nie działało). I ja siedziałam pod stołem i kradłam po jednym kawałku. A babcia wtedy: "Ojeeeej! Ktoś mi ukradł kanapkę! Jakiś złodziej! Gdzie on jest!?" No a ja w śmiech oczywiście. I kolejną mini kanapeczkę kradłam. I tak w kółko, aż wszystko nie znikło. I tak nauczyłam się jeść normalnie.

Jeździłam z babcią na działkę pod Kraków często. Mieliśmy tam drewniany domek. Sadziłam tam kwiatki, plewiłam truskawki. I zbierałam ślimaki bez muszelki do słoika z solą, żeby liści nie zjadały. Wielkie polowania wieczorami, szczególnie po deszczu były. A na wiosnę plotłyśmy wianki ze stokrotek. Na starej śliwie zawiesiła mi i bratu huśtawkę i aż do czasów piaskownicy to była wielka atrakcja i najlepsza zabawa. Paliła nam ogniska. Wieczorami siadaliśmy na tarasie, z zaparzoną melisą (zerwaną wcześniej) i babcia opowiadała-bo ja kazałam jej opowiadać. Czasem maliny można było pozjadać z krzaczków, czasem mój ulubiony agrest. A jak rok  był dobry, to i jabłka, śliwki czy morele obrodziły.

Babcia miała w domu całą szafę materiałów. Czasem z moją kuzynką zakradałyśmy się tam i owijałyśmy się w jakieś skrawki, jakieś szale i robiłyśmy pokaz mody. Robiłyśmy rewie jazdy figurowej na parkiecie w przedpokoju. I miałyśmy skrytkę swoją za wersalką, a czasem tam mieszkał potwór, przed którym uciekałyśmy.

Z babcią też byłam nad morzem. Kiedyś, dawno temu na wakacjach. I chodziłam z nią wzdłuż plaży i kazałam babci śpiewać. A babcia nie znała więcej piosenek, to je wymyślała! I kazałam babci opowiadać. Chciałam poznać wszystkie jej historie. Opowiadać jak żyła, jak to był jak była w moim wieku. I jak to się stało, że przyjechała do Krakowa. Pamiętam jedną historie, która zawsze wywoływała dreszcze... Babcia pracowała jako bileterka w tramwaju, mniej więcej jak była w moim wieku. Wstawała przed 4, żeby złapać pierwszy tramwaj, a kończyła prace późno, równo z ostatnim kursem. I pewnego wieczora, zima, ciemno, pusto na ulicy, babcia drepta sobie z pętli do mieszkania. I słyszy jakieś tupanie za nią. Odwraca się, a tam jakiś facet. Przestraszona przyspiesza. A on za nią. Ona skręca w jakaś pierwszą lepszą uliczkę, a on za nią.  Teraz to już śmiertelnie się boi. I w długą, biegnie, biegnie ile sił jej w nogach  po całym dniu pracy zostało. Dobiega do klatki, wchodzi na piętro, wygląda przez okno, a tam facet pod klatką stoi. A innym razem opowiadała jak kawalerowie do niej z Podlasie przyjeżdżali z walizką pełną kiełbasy, żeby za mich wyszła za mąż. I o zabawach przy radiu, jednym na dwie wsie. I jak krowy pasła, jak zasnęła i zgubiła swoją mućkę. O babci to można by napisać książkę. Bo moja babcia była najlepsza na świecie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz